Słownik jest tylko „encyklopedią w przebraniu” – każda encyklopedyczna semantyka musi zacierać różnice między własnościami analitycznymi i syntetycznymi. Eco chce odróżniać „semiotyczność” od „naukowości”, filozofię od nauki, uważa także, że znaki i teksty całkowicie się różnią od innych przedmiotów, takich jak kamienie czy drzewa. Rorty uważa, że kamienie i drzewa są tylko kolejnymi surowcami do procesu hermeneutycznego, polegającego na wytwarzaniu przedmiotów przez mówienie o nich. Reagujemy na bodźce, emitując zdania, które zawierają takie znaczki i dźwięki jak „kamień”, „znaczek” „dźwięk”, „zdanie”, „tekst” itd. Potem drogą inferencji wyprowadzamy z tych zdań inne zdania, budujemy potencjalnie nieskończony labirynt encyklopedii asercji. Encyklopedia może zostać zmieniona przez cos wobec niej zewnętrznego, ale sprawdzona może być tylko przez porównanie jednych swoich elementów z innymi. Nie da się sprawdzić zdania z przedmiotem, choć przedmiot może spowodował, byś przestał wypowiadać asertywnie jakieś zdanie.
Pragmatyści nie zgadzali się z poglądem, który głosi, że istnieje coś, o czym tekst mówi naprawdę, coś, co zostanie odsłonięte dzięki rygorystycznemu zastosowaniu jakiejś metody. Błędne jest sądzenie, że komentator odkrył, „co tekst robi naprawdę” – np. ze naprawę demistyfikuje jakąś ideologię, w ten sposób komentator ponawia tezę deszyfratorów, jakoby złamał kod i tym samym odkrył „o co naprawdę biega” – jest to kolejny przykład tego, co w mniemaniu Rorty’ego wykpiwa Eco w Wahadle Foucaulta.